Zwierzęta kocham od zawsze.
Wszelkiego rodzaju.
Małe i duże.
Szare i bure.
Z krótkimi ogonkami, długimi i bez ogonka.
A oto kilka słów o moim ukochanym piesku Kokolinie.
Mój Kokolino
Za miesiąc mój ukochany pies będzie obchodził swoje 15-te urodziny. Wyobrażacie to sobie? Piętnaście lat wspólnego mieszkania, spacerowania, wygłupiania się i prawienia mu długich monologów.
Nie wiem zupełnie, co mam mu kupić na prezent, by wyrazić moją wdzięczność, że jest wciąż przy mnie i był zawsze, gdy go potrzebowałam. Może powinnam zrobić mu niespodziankę w postaci jego ulubionych pistacji, orzechów włoskich czy po prostu ugotować pyszne mięsko tylko dla niego.
15 lat – wzdycham, patrząc na pupila śpiącego na dywaniku w łazience (jego letnia oaza spokoju i chłodu) – a ja nadal czuję się, jakby minęło za ledwie kilka lat. Tak dobrze pamiętam nasze pierwsze spotkanie.
Byłam małą dziewczynką. Stałam w oknie i wypatrywałam ojca i starszej siostry. W ten sobotni, wrześniowy i pochmurny dzień wiedziałam, że przyniosą pieska. I pojawił się w naszym domu drobny szczeniaczek. Mieścił się w dłoniach, które mogły służyć za jego kołyskę. Miał już łatki po mamie rasowej dalmatynce oraz czarne wstawki po tacie mieszańcu. To była miłość od pierwszego wejrzenia z mojej strony a od pierwszego liźnięcia z jego. Zakochałam się w nim bez pamięci.
Dzisiaj po 15-tu latach ta miłość ani trochę nie przygasła. Wręcz przeciwnie – rozpaliła się jeszcze mocniej, patrząc na wzajemne oddanie. Jako malec był bardzo puchaty, więc otrzymał imię na część misia z reklamy wynalazku lat 90. – płynu do płukania Coccolino. Obecnie na rynku płyn ten został pokonany przez konkurencję. Jednak Kokuś nieustannie zajmuje miejsce numer 1 w moim sercu. Przyznaję się szczerze, że kocham go rozpieszczać i dbać o niego. Ostatnio wieczornym rytuałem stało się łuskanie mu orzechów ziemnych.
Czasem słyszałam żal i pretensje moich przyjaciół, że piesek jest centrum mojego świata, że do nich tak czule się nie zwracam jak do niego, że on zawsze ma wybaczone i nieważne, co zrobi. Może mają trochę racji. Jednak ja inaczej nie umiem.
Nie potrafię się złościć na niego, nawet jak znudzony spaniem budzi mnie o 4 nad ranem głośnym prychaniem tuż nad moim nosem. Wstaję posłusznie, pozwalam mu rozejrzeć się po okolicy, powąchać znane mu do każdego listka kwiatki w ogródku i wracamy ponownie do ciepłego łóżeczka.
Nie obrażam się na niego, gdy ostentacyjnie kicha na zapach moich niektórych perfum, wyrażając tym swoje niezadowolenie.
Nie krzyczę, kiedy długo świecę lampkę nocną, bo czasem jestem zmuszono pracować do późnej godziny nocnej, a on wtedy demonstracyjnie kręci się po mieszkaniu, dając mi znać, że światło mu przeszkadza. Uspakaja się dopiero, gdy gaszę lampkę i idę spać, a o świcie wstaję, by dokończyć pracę.
Śmieję się, słysząc jak Kokuś donośnie chrapie. Natomiast rano rozbawia mnie donośnym stukotem pazurów, jakby był rozmiarów słonia, (a waży tylko 14 kg).
Czasem się zastanawiam, czy ja mam w ogóle jakieś powody do złości na mojego pieska. I zawsze odpowiedź jest taka sama – żadnych.
Mieliśmy wiele przygód. Długo by tu opowiadać. Każda z nich przywołuje uśmiech.
Jednak najzabawniejsza historia ostatnich czasów zdarzyła się u weterynarza. Cierpliwie czekaliśmy na naszą kolei wśród wyłącznie piesków płci żeńskiej. Choć Kokuś w tym towarzystwie był rodzynkiem, to nie interesował go ten fakt. Nagle z gabinetu lekarza wyszła zadowolona pani, że ma już wizytę ze swoim pieskiem za sobą. Następnie zajęła się zakupami, by nagrodzić pupila za wzorowe zachowanie. Sklepik znajdował się również w poczekalni. Jej ulubienica – filigranowa, mała suczka o imieniu Kropka pasującym znakomicie do niej – stanęła przy moim Kokusiu. Mój piesek omal nie wyszedł z futra, gdyż Kropka była cała posmarowana jakąś maścią o niesamowicie intensywnym i nieprzyjemnym zapachu. Pozostałe pieski z poczekalni nie reagowały na stan Kropki. Natomiast Kokuś kichał nieustannie i miał ochotę przegonić tą „pachnącą” suczkę. Kropka nie przejęła się oburzeniem Kokolina i dalej stała blisko nas. Aż do wyjścia pani z Kropką musiałam trzymać mocno pieska na rękach. Po opuszczeniu przychodni przez Kropkę, mój pupil jeszcze przez dłuższą chwilę nie mógł się uspokoić, bo zapach nadal utrzymywał się w pomieszczeniu. Zamieszanie jakie zrobił mój pupil, kichając i prychając, sprawiło że weterynarz wyszedł sprawić, kto ma ochotę roznieść mu poczekalnię. Jego zdziwienie było wielkie, kiedy zamiast spodziewanego się co najmniej wilczura ujrzał drobnego pieska. Od tamtej pory wiedziałam, ze mój pies jest wyjątkowym znawcą kobiecych zapachów, a jego nos jest znakomitym doradcą w kwestii posiadania odpowiednich perfum w kosmetyczce.
Kokuś jest bardzo cierpliwym wychowankiem. Choć jego cierpliwość też ma granicę, ale tylko w jednym przypadku – innych psów. Do pewnego czasu tolerował mój zachwyt różnymi psami z okolicy, spotykanymi na spacerach. Lubiłam wymieniać się poglądami i doświadczeniami z właścicielami psów, a przy okazji głaskałam ich podopiecznych. Jednak pewnego razu Kokuś zdecydowanie zademonstrował mi, że ma tego po krańce uszu. Zrozumiałam, iż nie wolno mi igrać z uczuciami mojego pieska i pogłębiać niepotrzebnie jego zazdrość moje względy, więc przestałam głaskać inne pieski.
Jestem dumna, że sprawdziłam się w roli odpowiedzialnej i wyrozumiałej właścicielki psa oraz że potrafiłam mu dać tak wiele miłości. Owocem mojego zachowania jest fakt, że mój piesek jest ze mną, gdy w moim życiu pada deszcz i świeci słońce
Mam nadzieję, że spędzimy ze sobą jeszcze wiele lat. Dla mnie 15 lat, to za mało, by nacieszyć się i towarzystwem mojego ukochanego Kokolinka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz